Może warto tylko wspomnieć, że wprawdzie jedna państwowa i jedna prywatna stocznia upadła, ale równolegle np. na brzegach Martwej Wisły w Gdańsku próżno szukać wolnego miejsca, bo wszędzie kadłuby i nadbudówki… Co innego porty! Tu nawet nie było posad dla krewnych i znajomych królika (prawie, bo też się zdarzały nieoczekiwane nominacje). Wiało nudą. Całe szczęście, że ministrowie mieli inne sprawy na głowie, bo dzięki temu porty pracowały (lub tonęły w kłótniach).
Wiele spraw uporządkowano, nawet sprywatyzowano i sprzedano. Ciszę zakłócał jedynie DCT w Gdańsku, o nim było głośno. Może dlatego, że inwestycja zagraniczna i na dodatek udana. Okazało się, że mimo braków w infrastrukturze olbrzymie kontenerowce przypływały. Kiedy rozpoczynano budowę terminala kiepsko wyglądały drogi i linie kolejowe (te ostatnie nadal kiepsko się mają). Przy tych inwestycjach poruszano się z gracją hipopotama i np. jak kolejarze zabrali się do tzw. roboty, to mało co by nie odcięli od reszty kraju gdyńskiego portu.
Teraz polska premier zapowiada złote czasy dla portów. Tylko, że Boris Wenzel – twórca i wieloletni szef DCT dwa – trzy lata temu większą uwagę zwracał na stawki celne, VAT oraz część sanitarną odpraw niż na braki w tzw. infrastrukturze okołoportowej. Tłumaczył poszczególnym ministrom, a nawet premierowi Tuskowi gdzie tkwi tajemnica przewagi Hamburga i Amsterdamu. Niestety wiele się od tamtego czasu nie zmieniło. Takie pieniądze (przypomnę, że Ewa Kopacz obiecała 11 mld zł) z pewnością bardzo się przydadzą, ale sprawą otwartą pozostaje jak zostaną wydane. No i zostaje sprawa odpraw, które blokują np. import produktów żywnościowych.
Ciesząc się z obiecanych pieniędzy (kolejny raz przypomnę, że mowa o 11 mld złotych!) zastanawiam się czy coś skapnie na transport śródlądowy? Pytań i wątpliwości tak wiele, że już przestanę truć. No może tylko jedno nieśmiałe i niewinne (tak mi się wydaje) pytanie: kiedy wspomniane pieniądze będą wydawane? Mam nadzieje, że nie są to plany na czas po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.